Wojtek Wojtek
678
BLOG

Gdy brakuje pieniędzy na życie...

Wojtek Wojtek Gospodarka Obserwuj notkę 14

Często zastanawiam się, na ile potrzebny jest nam bank do szczęścia, a na ile jest to instytucja do sparaliżowania inicjatywy oddolnej.

Myślę, że najpierw trzeba zastanowić się - czym jest wynagrodzenie. Jeżeli sięgniemy pamięcią tych kilka set czy kilka tysięcy lat wstecz, to w zasadzie człowiek, podobnie jak i każda istota żywa, cały swój czas wypełniał na poszukiwaniu jedzenia, zaspokajaniu głodu i wypoczynku.

Oczywiście proporcje między tymi grupami zajęć bywały różne w różnym czasie. Poszukiwanie pożywienia było charakterystyczne dla epoki wędrownej. Później też pozostało jako "poszukiwanie" w znaczeniu udania się na zakupy. Ale z chwilą - kiedy pierwsze grupy rozpoczęły osiadły tryb życia - to "poszukiwanie pożywienia" wiązało się raczej z pracą nad wyprodukowaniem żywności w ilości potrzebnej na dłuższy czas.

Żywność ma do siebie to, że nie jest trwała i dlatego jej zapas musi być systematycznie odnawiany. Prawdopodobnie ta okoliczność stała się zalążkiem pracy. A jeżeli praca systematyczna - to pojawił się nadmiar dóbr produkowanych i niedomiar innych artykułów. Stąd nieodzowna stała się wymiana handlowa. Być może polegało to na tym, że ktoś miał czegoś więcej, niż potrzebował i wymieniał to na produkty, któych nie był w stanie uzyskać własną pracą.

Współcześnie sprawa jest prosta - każdy z nas ma wykształcenie i nabył umiejętności wykonania pracy społecznie potrzebnej - dzięki czemu w granicach grupy społecznej można dokonywać wzajemnej wymiany - świadczenia pracy oraz nabywania produktów. Wynalazek pieniądza stał się o tyle dogodny, że każdą pracę można przeliczyć na wartość wykonanego produktu a następnie - po uiszczeniu umówionej ceny - można zaopatrzyć się w potrzebne artykuły.

NIestety, każde rozwiązanie, choćby najlepsze, niesie ze sobą i wady. Może na początku systematyczna praca wydaje się objawieniem, ale w któymś momencie przychodzi problem "nadproduksji" - czyli pracy nad produktem, który nie znajduje nabywców. Wtedy trzeba poszerzyć rynek zbytu a w najbardziej skrajnych okolicznościach trzeba zmienić zainteresowania.

Tu już możemy zastanawiać się nad współczesna formą gospodarowania - okazuje się, że nie można beztrosko produkować czegokolwiek, jeżeli nie towarzyszy temu kontrola proporcji między podażą i popytem. I chociaż wiele mówimy o "gospodarce rynkowej", to tak naprawdę konsorcja przemysłowe usiłują drogami administracyjnymi zagwarantować sobie rynek zbytu i korzystna relację ceny produktu w stosunku do jego kosztów.

Wiadomo, że minimalizacja ceny wiąże się z ograniczaniem kosztu produkcji. Przy stałej wydajności maszyn i stabilnej cenie surowców energetycznych jedynym elementem, któy jeszcze można zredukować, to wysokość wypłacanego wynagrodzenia za pracę. Albo poprzez zmniejszenie wysokości wynagrodzenia albo też dzięki zmniejszeniu liczby zatrudnionych bez zmiany wolumenu produkcji. Tak czy siak - tą drogą musi dojść do sytuacji, że nawet najtańszy produkt nie znajdzie nabywcy tylko dlatego, że społeczeńśtwo nie będzie miało żadnej siły nabywczej z uwagi na redukcję zatrudnienia i minimalne stawki wynagrodzenia.

Czy jest to modek właściwy ?

Myślę że jest to fakt, z któym musimy uporać się sami. Jest coś takiego, jak prawo substytucji. Substytucji, czyli zastępowania jednego dobra innym, konkurencyjnym jakością albo ceną.

Recepta na przyszłość jest jedna. Nie można godzić się z wprowadzaniem na rynek lokalny produktów możliwych do wykonania we własnym zakresie, ale wyprodukowanych gdzie indziej. Jeżeli zastosujemy tę metodę, to okazuje się, że każda lokalna społeczność musi bronić swojego rynku wymiany towarowej. Zapotrzebowanie na produkt jest gwarancją wynagrodzenia za pracę a wynagrodzenie za pracę wiąże się z siłą nabywczą. Dlatego ośrodki silniesze muszą być administracyjnie wyhamowywane w swojej ekspancji a ośrodki słabsze muszą bronić swój własny rynek zbytu przed zalewem produktów tańszych, aniżeli koszt miejscowy koszt wytworzenia.

Okazuje się, że muszą wrócić granice administracyjne, muszą wrócić cła antydumpingowe i musi wrócić ekonomiczny model zarządzania - nie chaotyczny maksymalizujacy zysk, ale musi to być produkcja planowa, któa będzie stymulowan przez państwo w prawidłowo rozumianym interesie społecznym.

Ostatnie ćwierć wieku gospodarki "wolnorynkowej" pokazało, że wolny rynek istnieje tylko w propagandzie sukcesu działajacego destrukcyjnie na najlepiej zorganizowane społeczności. Musimy wrócić do sprawdzonych metod zarządzania państwem, ale też nie możemy dać sie zwariować i przywrócić wszystko według zasad sprzecznych z logiką. Tylko rozwiazania najlepsze pod kątem prawidłowych relacji w społeczeństwie. Myśłę, że doświadczyliśmy już dostatecznie dużo aby dać odpór wszystkim dogmatom propagandy sukcesu.

Cała produkcja musi mieć zbyt przez cały okres produkcji. A własciwą ilość produktó zawsze można przewidzieć z pewnym marginesem błędu, aby nagłe niedobory nie spowodowały zbędnych ograniczeń w realizacji potrzeb konsumentów.

 

Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka