Wojtek Wojtek
577
BLOG

Kpiny ze społeczeństwa, winien PiS...

Wojtek Wojtek Polityka Obserwuj notkę 8

Rozdziera szaty jeden z wielu blogerów, dziennikarzy i felietonistów. Chodzi o "ozusowanie" umów innych, niż umowy o pracę.

Nie będę wchchodził w polemikę, dlaczego Ziemkiewicz oskarża większość parlamentarną (wiadomo, większość to większość) i nie będę rozważał, dlaczego dołącza do nich i opozycję - czyli Prawo i Sprawiedliwość. Jego sprawa.

 

Zajmijmy się prawem pracy. Dawno temu było tak, że właściciel fabryki płacił dniówkę tym,któzy pracowali. A jak robotnik nie pracował, to nie miał dniówki. Dniówki były bardzo niskie, a jak ktoś zachorował, to mógł prosić już chyba tylko doktora Judyma o poradę. Bo z dniówki nie pozostawało już nic na leki.

I tak powstała oddolna inicjatywa utworzenia "kas chorych" - w któych pracownicy zrzeszali się na ewentualną pomoc wzajemną i solidarną. Umowa była prosta. Każdy ze swojej pensji wpłacał nieiwelką kwotę na wypadek choroby. Tak złożone środki były wypłacane tym, którzy ulegli chorobie. I nikt tu nikomu nie dawał za darmo. Była to forma zwrotu części kwot wpłacanych wcześniej przez biorącego pomoc w razie choroby. Ten system początkowo miał problemy, ale wkrótce uzyskał prawo do zaciągania pożyczek na rzecz ewentualnych wypłat - gdy brakowało środków. Ale w końcu zgromadzone kwoty pozwoliły na spłatę wszystkich pożyczek. Ostateznie już same odsetki od zgromadzonego kapitału poczęły wystarczać na rekompensowanie wynagrodzenia utraconego z powodu choroby.

Zakład Ubezpieczeń Społecznych był takim samym podmiotem gospodarczym, jak każdy inny. I miał kapitał wzorem kapitału bankowego. Po 1945 roku Zakładem Ubezpieczeń Społeznych zajęło się państwo. Polegało to na tym, że ZUS wypłacał pracownikom świadczenia chorobowe, także pacownikom państwowym zwolnionym z obowiązku opłacania składek.  W tym przypadku państwo refinansowało ZUS-owi kwoty wypłacone osobom zwolnionym z opłacania składek. I tak trwałoby do dziś, gdyby nie reforma ubezpieczeń dokonana w latach trasformacji kapitałowej. Świadczenia solidarne zastąpiono świadczeniami uzależnionymi od zgromadzonego kapitału.

Tyle historii. O co więc chodzi z ozusowaniem wynagrodzeń ?

Kiedyś, jeszcze za komuny, nie było można "nie pracować", Taki ktoś był notowany jako lump i był ścigany z mocy Milicji Obywatelskiej nad człowiekiem. Musiał iść do pracy i pracować.

A wynagrodzenie skłądało się z dwóch części - jedna część była przeznaczona na konsumpcję. A druga na życie po uzyskaniu wieku emerytalnego i jako zasiłek w czasie choroby. Część pierwszą pracownik otrzymywał w kasie przedsiębiorstwa w dniu wypłaty. Godzi się dodać, że były to czasy, że jedynym rachunkiem jakim mógł dysponować człowiek pracy - była książeczka oszczędnościowa PKO.

Drugą część - "na czarną godzinę" - pracodawca był zobowiązany w imieniu pracownika przekazć Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych.

Jenak po reformacji czyli prywatyzacji przedsiębiorst pańśtwowych nie było sensu oddawać części wynagrodzenia Zakłądowi Ubezpieczeń SPołecznych. Wymyślono "samozatrudnienie". POlega to na tym, że pracownik rezygnuje z bycia pracownikiem. Pracodawca będzie mu płacił tyle, aby on sam zapłacił swoją składkę Zakłądowi Ubezpieczeńs Społecznych. MInęły lata, przedsiębiorca nie ma pracowników i korzysta z firm "samozatrudnionych" na tej zasadzie, że obowiązuje zasada minimalnej ceny. Za pracę. Liczą się umiejętności na powierzonym stanowisku a nie teoria wykształćenia. Na zmywaku wszyscy są sobie równi - czy profesor, czy tylko młody - zasuwają jednako, więc dlaczego ktoś ma mieć więcej. I tak już zostało.

Tylko, że profesor trochę wcześnie, niż młody - traci siły i pozostaje bez możliwości uzyskania wynagrodzenia. Profesorowi, za czasu pracy w PRL zostaje jeszcze jakiś tysiac złotych zgromadzony w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. A młody nie wiedział, że życie też kiedyś kończy się. Jak dojdzie kresu sił, okaże się, że nie złożył nic na swoją przyszłość. Sięgnie więc po przytułek.

 

Dlatego profesorowie świadomi mechanizmó rynkowych, znający technikę symulacji procesów, doszli do przekonania, że system obnizenia kosztu pracy do minimum w trybie wypłaty wynagrodzenia nie może mieć racji bytu. Ponieważ właścicielem zakłądu jest kapitał zagraniczny - więc nie ma nic przeciwko temu, aby praca Polakó w Polsce była obciążona z jednej strony - częścią dla pracownika, z drugiej strony - skłądką na jego utrzymanie, jak już sobie wypruje flaki. Wzorem tych, co wyjechali.

Zamiast tyrać w Polsce w trybie "samozatrudnienia" - pracują legalnie u pracodawcó za granicą, w ich siedzibach. Tutaj siedzieliby za n ędzne grosze i bez szansy na przyszłość - tam pracują legalnie za pieniądze 3-6 razy większe, mają na pokrycie ksoztó utrzymania, na oiekę zdrowotną w razie choroby a jak przejdą na emeryturę - będą mieć świadczenia emerytalne na odpwiednim pozomie życia - takie obowiązują zasady w krajach cywilizowanych. Póki co - raczej nikt nie jedzie pracować w Rumunii czy na Białorusi. Raczej pracy szuka się w Niemczech, w Anglii czy w USA.

Nie ma racji Ziemkiewicz, że ozusowanie umów śmieciowych jest okradaniem bezrobotnych. Praca musi kosztować a osoby świadczące pracę mają prawo do godnego wynagrodzenia. A jak pracodawca nie jest w stanie płacić godnie - to w jego miejsce powinny powtać firmy szanujące godność pracownika.

 

fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news-do-diabla-z-taka-opozycja,nId,1540954#iwa_item=6&iwa_img=0&iwa_hash=20889&iwa_block=facts_news_small

 

 

Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka