Wojtek Wojtek
1878
BLOG

Gdy bace leją ceprów...

Wojtek Wojtek Gospodarka Obserwuj notkę 77

Problem jest poważny. Dotyczy niemałej kasy zdzieranej kosztem zwierząt. Chodzi o przejazd do Morskiego Oka. Jest to bardzo popularna trasa, któa liczy kilka kilometrów. Jednak przejazd od cepra jednorazowo kosztuje mniej więej tyle, co miesiąc jazdy po mieście niekoniecznie z ulgami dla studentów.

Wozacy, którzy powożą swymi "fiakrami", zabierają możliwie najliczniejszą grupę pasażerów. Nie dziwię się temu, bo fiakier umie liczyć a że jest ich mało - trudno jest dzielić grupę na dwa wozy. Z kolei miłośnicy zwierząt dopatrzyli się "zadawania znaczącego cierpienia" zwierzętom.

 

http://youtu.be/ai9spKfAuQc

 

Moja rada jest prosta. Albo zmniejszyć liczbę chętnych podróży do centrum Tatr, albo też zwiększyć tzw. przewozowość góralskich furmanek.

Ograniczenie liczby chętnych obejrzenia Morskiego Oka w naturze jest pomysłem niepoważnym, zwiększenie przepustowości trasy wymaga inwestycji. Osobiście pamiętam, kiedy do Morskiego Oka można było dojechać samochodem, jak ktoś miał. Górale radzili sobie ciągnikami własnoręcznie budowanymi na bazie samochodów terenowych, sam widziałem zestaw do przewozu dłużycy, gdzie przyczepa kłonicowa była napędzana wałem długości kilku metrów, ale dzięki temu ściąte kłody można było przewozić z miejsca na miejsce nie zrywając asfaltu.

Mijały lata, wzrastała liczba chętnych do Morskiego Oka, ale dopatrzono, że autobusy strasznie zatruwają tatrzańskie powietrze. Ostatecznie w możliwie wygodnym miejscu zorganizaowano parking strzeżony a trasą od parkingu do Morskiego Oka wędrowały wozy zaprzężone w konie. Chociaż były to wozy drabiniaste, to konstrukcja pozwalała na w miarę wygodną podróż kilkunastu osób. Uważam, że nie jest to rozwiązanie zle. Kto nie widział konia na zrywce drewna w górach, ten nie zrozumie, że konie w zaprzęgu czują się dobrze pod warunkiem, że wóz nie jest przeciążony.

Poza tym, dla współczesnego społeczeństwa jazda prawdziwym wozem konnym jest już tylko atrakcją, za któą warto zapłacić. Tu jednak problemem jest nie wykorzystanie siły zwierzęcia pociągowego, ale przeładowanie wozu. Z reguły wozak całą trasę pokonuje pieszo idąc za końmi. Jadą wyłącznie "zabiletowani" turyści.

Jednak warto zastanowić się nad zwiększeniem liczby pasażerów na wozie - bo grupy są po prostu liczne i często liczba miejsc nijak nie pokrywa się z liczebnością konkretnej grupy. A problem przeciążenia zwierząt także nie jest problemem nie do rozwiązania. Sposobów jest kilka. Jednym z nich jest wyposażenie  wozu konnego w niewielki silnik elektryczny wspomagający konie na dużych spadkach. Wprawdzie ciężar akumulatora nie jest mały, może odpowiadać nawet masie jednego pasażera, ale dobór mocy silnika elektrycznego włączanego we właściwym momencie może wesprzeć konie w sposób niezauważalny dla pasażerów - co nie popsuje uroku wycieczki a i koniom będzie lżej.

Jest też jeższcze jedno rozwiązanie polegające na wykorzystaniu patentu "kół żywych" Hoene-Wrońskiego, polskiego konstruktora i wykonawcy - który opracował ciekawe rozwiązanie zmniejszające sześciokrotnie (wyliczono to współcześnie) siłę potrzebną do uciągu wozu. Tutaj siłą napędzającą wspomagającą - w przypadku wożów na trasie do Morskiego Oka - zaprząg koni pociągowych.

Jest to wykorzystanie składowej siły grawitacji w przypadku wykonania ruchu postępowego pojazdu (np. wozu konnego). Wykonanie prototypu nie jest trudne a w przypadku potwierdzenia się koncepcji autora wynalazku w warunkach górskich - byłoby to rewelacyjne rozwiązanie nie wymagające stosowania żadnych dodatkowych silników.

Altrenatywą jest wprowadzenie pojazdów z silnikami na przykład elektrycznymi. Ale bronią się przed tym sami górale i nie dziwię się im. Bronią swojego miejsca pracy. A wózki elektryczne... w mojej ocenie mogą być, ale wozy konne także mogą być. Musimy pamiętać, że trasa do Morskiego Oka ma swoją szerokość a obszary pozwalające na manewr zawracania mają swoją pojemność.

Nie można zwiękrzyć liczby pojazdów oferujących możliwość dojazdu. Jednak należy pamiętać i o zwierzętach pociągowych - które - jako istoty żywe - także mają swoje tak lepsze, jak i gorsze dni...

Zgadzam się z zastrzeżeniami ekologów, że zwierzęta bywają przemęczone, ale nie zgadzam się na ich koncepcję likwidacji zaprzęgów. Nie dajmy się zwariować tym bardziej, że istnieje kilka bardzo prostych rozwiązań pozwalających na zachowanie niepowtarzalnego folkroru Tatr.

 

http://www.pap.pl/palio/html.run?_Instance=cms_www.pap.pl&_PageID=1&s=infopakiet&dz=kraj&idNewsComp=&filename=&idnews=187434&data=&status=biezace&_CheckSum=1287824149

 

Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka