Wybory z 16 listopada 2016 pokazały niedowład administracji państwowej.
W lokalach wyborczych zgromadzili sę ludzie, którzy chcą coś zmienić na lepsze. Nie można zaprzeczyć - byli tam również i tacy, ktrym nie w smak cokolwiek zmienić.
Wyborców obsługiwała ogromna grupa wolontariuszy politycznych - owszem, za wynagrodzeniem za poświęcony czas - ale nie byli to pracownicy administracji państwowej czy samorządowej. Do pomocy mieli przedstawiciela zarządzającego obiektem jako pełnoprawnego członka komisji. Jednak zasadnicze zadanie pełnili ludzie z własnej woli uczesticzenia w pracy poszczególnych komitetów wyborczych.
Wiele osób uczestniczyło odpłatnie lub i nieodpłatnie w kolportowaniu ulotek oraz innych druków z informacją o kandydatach na radnych czy szefów urzędów administracji samorządowej. Ci wszyscy ludzie spełnili swój obowiązek i polegli na szczeblu wyższym - kiedy po całym dniu obsługi wyborców oraz polieczeniu głosów, po sporządzeniu protokołów z wynikami głosowania w poszczególnych komisjach stawili się by przekazać całą dokumentację Państwowej Komisji Wyborczej - polegli w oczekiwaniu na przekazanie tej dokuentacji.
Na początek padł system komputerowy i trzeba było czekać, aż zacznie działać. A potem to już były jaja, bo część polityków podważyła wiarygodność zliczania głosów podczas, gdy inni zarzucili pogrążenie się w otmętach nienawiści... A wszyscy członkowie PKW dzielnie stawili czoła wyzwaniu składając dymisję.
Przed nami ostatnia część tej kampanii wyborczej - czyli dogrywka z orłami, któym nijak do wzorca ideału. Póki co - walczą zajadle broniąc swych stanowisk i kto wie - ilu z nich pali dowody swych intratnych interesów.
My wiemy, że wybory a właściwie ich wyniki są niewiarygodne. Jednym z dowodów zafałszowania wyników jest brak rozróżnienia - kiedy wola wyborcy zostałą zakwalifikowana jako głos ważny (więcej, niż jeden krzyżyk na jednej liście wyborczej, a kiedy taki głos został zaliczony jako głos nieważny (gdy na karcie do głosowania znalazły się głosy na conajmniej dwie listy wyborcze).
W tej sytuacji musi nastąpić powtórzenie wyborów. Domagamy się jednak zmiany ordynacji wyborczej - chcemy JOW w wyborach do Sejmu i rad.
I nie ma od tego żadnego odwrotu.
Tu posłużę się cytatem:
Obywatele swe zarzuty o nieudolne przeprowadzeni wyborów samorządowych kierują przeciwko Państwowej Komisji Wyborczej i Prezydentowi Rzeczypospolitej. I tu mamy niespodziankę. Pan Prezydent nie powie – Panowie i Panie, spokojnie, te zarzuty i kłopoty dotyczą tylko wyborów do sejmików i rad powiatów, popatrzcie na wybory do rad gmin, wybory wójtów, burmistrzów, prezydentów miast. Tu mamy sukces! Nie powie. A dlaczego nie powie?
Bo oznaczałoby to formalne uznanie, że wybory w systemie jednomandatowych okręgów wyborczych pozwalają na sprawność organizacyjną nieporównanie wyższą niż przy głosowaniu na listy partyjne. To nie tylko wyższość logiczna, prostota i przejrzystość systemu JOW jako metody wyłanianie ludzi zaufania, ludzi mądrych i z wyobraźnią, ale też zwykła techniczna łatwość przeprowadzenia wyborów i uzyskania wyników. Bez angażowania wyrafinowanej techniki, która pozostaje pod kontrolą nie wiadomo kogo.
Ale właśnie tego stwierdzenia, że JOW-y są lepsze, każdy (prawie) partyjny baron boi się jak diabeł święconej wody. I Pan Prezydent woli się raczej rumienić, niż posłużyć się tym argumentem.
http://jow.pl/system-jow-prosty-przejrzysty-uczciwy-zadajmy/