Wojtek Wojtek
402
BLOG

Nadmierna prędkość...

Wojtek Wojtek Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Dzisiaj, około godziny 16, podniósł nas na nogi dźwięk syreny. Nie, żeby nagle coś "zawyło". Mieszkamy przy jednej z głównych ulic i karetki pogotowia, często straż pożarna i czasem Policja przejeżdżają tędy na wezwanie. Na taki sygnał już nie reaguje się. Czym innym jest zamilknięcie tego sygnału, co ma tutaj miejsce nie raz. Pół biedy, jeżeli jest to karetka pogotowia zmierzająca do któregoś z lokatorów, bo przejazd przez miasto bez sygnału uprzywilejowania w ruchu bardzo często jest niemożliwy, a te służby muszą być zawsze gotowe do wyjazdu i wyjeżdżają....

Tym razem karetka przyjechała wezwana do udzielenia pmocy ofierze wypadku drogowego... na przejsciu dla pieszych. Raz, dwa razy w roku na tym przejścu ma miejsce bardzo poważny wypadek drogowy z udziałem osób pieszych.

Sama ulica jest nowoczesna, jednak przekroczenie jej z jednej strony na drugą niesie poważne zagrożenie życa. Kilkadziesiąt metrów wcześniej jest skrzyżowanie z inną przecznicą. Tam tramwaje mają swój przystanek i ruch jest regulowany światłami. Co kikadziesiąt sekund wyrusza stamtąd kawalkada pędzących samochodów i taki przejazd trwa czasem i dwie-trzy minuty. Samochód za samochodem, dwupasmową arterią. Nikt z kierowców nie ma nawet szansy na zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych... bo piąty czy siódmy staranowałby zatrzymujące się przed nim auto "z marszu".

Jeżeli ktoś chce przejść na tym oznakowanym przejściu, musi uzbroić się w cierpliwość i zaczekać, aż przejedzie ostatni samochód i dopiero wtedy w miarę szybkim krokiem przejść dwa pasy ruchu, za którymi znajduje się wydzielone torowisko tramwajowe. Często jest tak, że po przejeździe kolumny samochodów nadjeżdża jeszcze tramwaj z jednej albo z drugiej strony.

Miejsca dla pieszych jest tam niewiele, bo od jednej strony, po przejściu jezdni jest tam około 70 cm bezpiecznego miejsca między samochodami mknącymi już za plecami i rozpędzonym z kewej strony tramwajem. Trzeba pamiętać, że z prawej, drugim torem, może także nadjechać tramwaj. Wcześniejsze rozglądanie się nie zawsze jest skuteczne, bowiem czas czekania na chwilę przerwy w kolumnie samochodów jest wystarczająco długi, by akurat w chwili zejścia z jezdni znaleźć się w bezpośredniej bliskości pędzącego tramwaju. Dopiero za torowiskiem jest około metrowej szerokości pas zieleni, za nim kilka metrów alejki podzielonej między pieszych i rowerzystów. Za trasą dla rowerzystów jest kolejna jezdnia z dwoma pasami ruchu i po dojściu do niej akurat nadjeżdżają samochody  - tym razem ze strony prawej.

Wejście na przejscie dla pieszych także nie jest i tu bezpieczne, ponieważ z drugiej strony (z przecznicy wiodącej do niewielkiego osiedla) wyjeżdżają  z podporządkowanej samochody. Wprawdzie jest ich dużo mniej, nawet rzadko, ale kierowca musi skręcić w prawo nie zajeżdżając drogi samochodom na ulicy głównej drogi. I patrząc w lewo, skręcają w prawo, wprost na pieszego znajdującego się na przejściu dla pieszych...

Marsz w kierunku przeciwnym także nie należy do łatwych. i bezpiecznych. Z lewej strony nadjeżdżają samochody z dużą prędkością, zza pleców wciskają się kierowcy z przecznicy. Po przebrnięciu przez dwa pasy ruchu pieszy znajduje się na części alei przeznaczonej dla ruchu rowerów. Po przekroczeniu tej alei mamy szpaler drzew utrudniających widzenie na znaczną odległość - bo są tutaj dwa tory do przekroczenia, ale po ich pokonaniu trzeba zatrzymać się przed pędzącymi - teraz z prawej - samochodami. Często, gdy pieszy wchodzi na tory bo droga jest wolna, musi odczekać na przejeżdżające samochody na trasie głównej. I wtedy zazwyczaj nadjeżdża tramwaj. Nie można cofnąć się, bo może jechać inny tramwaj - ze strony lewej i trudno jest stać w miejscu na szerokości około 70 centymetrów mając za plecami tramwaj z prawej strony i kolumnę mknących z dopuszczalną prędkością (60 km/h) samochodów przed sobą.

Co raz znajduje się w takiej sytuacji jakiś starszy człowiek, który nie tylko, że słabiej widzi, to jeszcze ma problemy z poruszaniem się choćby z racji wieku... i nierówności na przejściu dla pieszych.

Dzisiaj znowu taki pieszy znalazł się zbyt blisko albo samochodów, albo tramwaju, uderzony upadł na jezdnię...

W gazecie napisano, że pieszy wtargnął przed nadjeżdżający tramwaj....

 

W mojej ocenie można zrobić tylko jedną modyfikację. Ograniczyć do minimum sygnalizację świetlną na ulicach, zlikwidować wszystkie drogi "główne" i każde skrzyżowanie uznać za skrzyżowanie równorzędne bez sygnalizacji świetlnej. Obowiązywałaby na nich zasada pierwszeństwa dla pojazdu nadjeżdżającego z prawej strony. Wtedy - po krótkim okresie adaptacji - wszyscy będziemy rozumieć tych, którzy wyjeżdżają z ulicy podporządkowanej - a i piesi będą mieli większe bezpieczeństwo na naszych ulicach.

 

Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości