Wojtek Wojtek
208
BLOG

Pewniacy nowego parlamentu !

Wojtek Wojtek Polityka Obserwuj notkę 0

Już niedługo, bo 25 października 2015 roku będziemy wybierać nowy skład polskiego parlamentu. Myślałby ktoś, że to od nas zależy, kto faktycznie zasiądzie w ławach sejmowych. Niestety, ale tak nie jest. Przede wszystkim dlatego, że przyjęta ordynacja wyborcza preferuje duże partie polityczne, a kruczki formalno-prawne uniemożliwiają zdobycie mandatu posła czy senatora przez osoby nie zrzeszone w dużych partiach politycznych.

Ponadto społeczeństwu wciska się kit, czyli listę kandydatów, z których można sobie wybrać "swojego" kandydata i oddać na niego głos. A potem dzieją się dziwne rzeczy, bowiem przedstawicielem wyborców zostaje osoba, na którą prawie nikt nie głosował...

Tyle wynika z moich obserwacji i politycznego doświadczenia. Zakładam, że obowiązują dwie listy kandydatów do parlamentu. Pierwsza - ta jawna - jest listą znaną publicznie. To na tej liście kandydaci starają się zdobyć "jedynkę". Co odważniejsi stawiają na miejsce ostatnie. Pozostałe miejsca są trudne do przewidzenia, ale coś w tym jest. Dodam, że na tej liście znajduje się łącznie dwa razy więcej kandydatów, niż wynosi liczba mandatów do obsadzenia.

Jest to zabieg techniczny, wręcz wymuszany przez ordynację wyborczą, która zmusza komitet wyborczy do wskazania pewnego minimum kandydatów z ograniczeniem, że nie może być ich więcej, niż dwukrotność mandatów do obsadzenia w okręgu.

To jest taki trik, dzieki któremu naprawdę trudno powiedzieć, który z kandydatów uzyskał najwięcej głosów poparcia. W praktyce żaden komitet wyborczy nie może wystawić mniej kandydatów, niż wynosi liczba mandatów przewidzianych dla tego okręgu. I to jest oczekiwana liczba miejsc, które każdy z komitetów chciałby obsadzić "swoimi" ludźmi. Społeczeństwo tak naprawdę nie wie, któy z tej listy kandydat ma namaszczenie do uzyskania mandatu, a który z kandydatów już przy tworzeniu listy był dopisany jako "lokomotywa wyborcza" - czyli przydać komitetowi wyborczemu jeszcze trochę punktów. Ale ten kandydat nie wchodzi w ogóle do podziału mandatów. Chyba, że jest tak naiwny, że uważa, że to właśnie ON ma namaszczenie wodza...

 

I dochodzimy do drugiej listy, któą zna już tylko ścisłe grono osób wtajemniczonych. Jest to lista osób zakwalifikowanych do uczestniczenia w podziale mandatów. Maksymalną liczbą jest tutaj 460 osób jako kandydaci na posłów i 100 osób, jako kandydaci do senatu.

Duże partie polityczne są w stanie zaproponować kandydatów na 460 miejsc w sejmie i 100 w senacie, ale wystawiają odpowiednio 920 i 200 kandydatur.

Drugi etap walki o mandaty to głosowanie. Każdy z kandydatów przydaje ileś punktów komitetowi wyborczemu. W zestawieniu łącznym służy to wyliczeniu proporcji - ile procent "popularności" ma dany komitet na tle wszystkich uczestników wyborów. Potem specjalną metodą, której nie jestem w stanie zrozumieć, przelicza się procentowy udział danego komitetu w podziale mandatów. Że jest to specyficzny proceder, nie mam wątpliwości. Ma on na celu takie przekształcenie wyników głosowania, aby mandaty posła czy senatora trafiły do osób zakwalifikowanych na drugiej, niejawnej liście.

I tak możemy ze zdumieniem stwierdzić, że w danym okręgu kandydat uzyskał najwięcej głosów poparcia, ale nie znajdzie się w sejmie, bo był "zakwalifikowany" jako "lokomotywa wyborcza" - czyli wyznaczono mu zdobycie jak najwięcej głosów poparcia.

Procedura głosowania i prezentacji wyników jest zorganizowana tak, że nikt nie jest w stanie to ogarnąć. Żaden obywatel w pojedynkę nie jest w stanie poznać, ile i który kandydat uzyskał głosów poparcia. To jest tajemnicą poliszynela. Dlatego tak ważna jest zorganizowana akcja zbierania informacji wywieszonych przez poszczególne komisje wyborcze, aby sprawdzić  i zweryfikować wyniki wyborów ogłoszone przez państwową komisję wyborczą.

 

Aby wykazać, że tak właśnie jest, postanowiłem zaproponować kandydatury na marszałka sejmu ukonstytuowanego po jesiennych wyborach. Oczywiście, kryterium tego rankingu jest wybór najbardziej zasłużonych weteranów, zwłaszcza opozycji styropianowej sprzed roku 1990.

Zaznaczam, że nie muszą to być osoby, które chciałbym w sejmie w ogóle widzieć. Zakładam, że obecnie obowiązująca ordynacja jest zła i musi być zmieniona. Jeżeli wybory przyniosą wynik zgodny z moim typowaniem - będzie to znak, że należy ordynację zmienić na lepszą. A jeżeli zostanie wyłoniony sejm lepszy, niż moje kandydatury - będzie to znakiem, że ordynacja jest dobra.

Dzisiaj pierwsza kandydatura:

 

Zgłaszam kandydaturę Stefana NIesiołowskiego jako kandydata na marszałka przyszłego sejmu.

Pewniacy nowego parlamentu !

http://media.wpolityce.pl/cache/75/df/75df44e2200f9597c2fbef0eb347636c.jpg

 

Stefan Niesiołowski jest bardzo aktywny jako polityk, potrafi zabierać głos przed kamerami i lubi mówić prawdę wprost, bez "owijania w bawełnę".

Już w latach 1964-1970 kwestionował legalność PRL. W swoich działaniach przeciwko niechcianej władzy został rozpracowany i osadzony w więzieniu. Wyszedł stamtąd w 1974 roku dzięki amnestii. W 1980 roku byłł działaczem Solidarności na Uniwersytecie Łódzkim.

Pamiętnej nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku został internowany z uwagi na poglądy krytyczne legalnie działajacej władzy państwowej. Był współtwórcą Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, przez kilka kadencji jest posłem, także pełnił funkcję marszałka sejmu, gdy musiał z niej zrezygnować óczesny marszałek sejmu - Bronisław Komorowski.

Stefan Niesiołowski dał się poznać jako nieposkrominy działacz Platformy Obywatelskiej, jednak nie wszyscy doceniają jego bezkompromisową goliwość w przedstawianiu prawdy politycznej.

 

 

Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka