Jakieś dwa tygodnie temu Jarosław Kaczyński zdecydowanie wypowiedział się na temat wyborów samorządowych. Powiedział coś takiego, co zazwyczaj mówi się dopiero w ostatniej chwili. Chodzi o deklarację ujawnienia kandydatów biorących udział w wyborach...
W mojej ocenie jest to bardzo mądre posunięcie, bo zbliża nas coraz bardziej do demokratycznego świata. Dotychczas procedura wyglądała mniej więcej tak, że do samego końca kalendarza wyborczego nie było wiadomo, kogo można zgłosić na kandydata w wyborach, bo nie było wiadomo - jak będą wyglądać granice okręgów wyborczych... Owszem, mniej więcej miały być podobne do granic z ostatniego głosowania, ale z chwilą ogłoszenia granic tych okręgów zawsze znalazła się jakaś niespodziewana korekta dzieląca dotychczas jeden okręg wyborczy... nieco inaczej, kilka ulic, część budynków, czasem jedna lub dwie ulice dokładano...
Deklaracja prezesa dużej partii politycznej o ujawnieniu w ciągu kilku miesięcy kandydatów - którzy mieliby walczyć o miejsca - tym rzazem radnych w gminie, to narzucenie ogromnego tempa wyścigu, to niemal całoroczna batalia i - co tu dużo mówić - ogromne ryzyko ujawnienia niewygodnych faktów z przeszłości takiego kandydata...
Poza tym koszty - przez rok spotkania z wyborcami okręgu... a problemów jest niemało. Chociażby tak prozaiczne, jak permanentny problem utrzymania jakości wody pitnej, usuwanie odpadów z terenu gminy i jeszcze utylizacja ścieków komunalnych... Problemy wynikające z ubóstwa polskiego społeczeństwa, problemy związane z podniesieniem rentowności produkcji - nie tylko przemysłowej, ale i tej rolniczej... Przetwórstwo owocowo-warzywne, przetwórstwo mleka... Kiedyś załatwiała to spółdzielczość mleczarska... Dzisiaj mleko robi się z proszku importowanego nie do końca wiadomo - skąd... Z tego mleka robi się sery seropodobne i likwiduje stado podstawowe... bo nie ma nabywców na produkty pochodzenia lokalnego...
Kandydaci na radnych będą musieli mierzyć się z problemami przez cały rok - i myślałby kto - że Jarosław Kaczyński pospieszył się, że wyszedł przed szereg...
Okazuje się, że ma on ogromne wyczucie sytuacji i - niby było to przedwczesne "wypstrzykanie się" z argumentów - a tu masz babo placek... Mimo wekendu - partie opozycyjne zamiast krytykować "niedojrzałość" takiej decyzji - prześcigają się w wystawieniu własnych kandydatów...
Tu pojawił się poważny problem, bowiem nie ma co ukrywać - wszystkie paraopozycyjne partie polityczne pochodzą ze wspólnego korzenia - pokoleniowej więzi powiązań rodzinnych i pracy w różnych formach struktury państwa zarządzanego przez byłą PZPR i nie oszukujmy się - tę partię rozwiązano tylko formalnie.
Banki w latach 90. XX w. przejęli zazwyczaj ich dyrektorzy i wkrótce odsprzedali "swoją własność" kapitałowi zagranicznemu.
Inne przedsiębiorstwa - ze spółdzielniami mieszkaniowymi włącznie - stały się wkrótce ostoją tych, którzy tylko w politycznych strukturach byli w stanie funkcjonować jako zarządcy powierzonych im przedsiębiorstw... No i nic dziwnego, że uposażenia osób umocowanych politycznie zdecydowanie przewyższają księgową średnią wynagrodzenia, kiedy to zwykli pracownicy - jak w ogóle mają pracę - nie mają szansy dobiegać takiej średniej...
Gdy tak sobie patrzę na kolejne wypowiedzi liderów partii opozycyjnych, którzy mówią o konieczności wystawienia wspólnego frontu przeciwko "państwu PiS" - to jestem pewny ogromnej intuicji politycznej przewodniczącego Prawa i Sprawiedliwości...
Żądza pieniądza, foto ilustracyjne, http://foto.moon.pl/zdjecia_d/9992.jpg
Zastanawia mnie - dlaczego oni ciągle chcą walczyć z urojonym wrogiem - przecież polityka PiS zmierza do odbudowy państwa zdewastowanego pod każdym względem przez lata komuny i liberalnego przywództwa nieudaczników - którzy dali się zwieść manowcom "przynależności do grupy 20% społeczeństwa posiadającego 80% wartości potencjału światowego..."
2017 02 26, 21:50, [16 100]
