Pierwszym związkowcem-politykiem był na pewno Lech Wałęsa, który realizował przydzielone mu zadanie pokierowania strajkiem na manowce. Kolejnym jest Sławomir Broniarz - tym razem już osoba z wykształceniem adekwatnym pedagoga, który wie, jak innych czegoś nauczyć. O ile już wiadomo, kto kierował legendarnym już Lechem w 1980 roku, to można zastanawiać się, kto kieruje Sławkiem w jego zarządzaniu strajkiem przeciwko legalnie urzędującej władzy. O ile w tamtym czasie strajk przeciwko państwu oraz przeciwko jego administracji zorganizowała "komuna" - tak teraz ktoś zainscenizował protest przeciwko państwu zarządzanemu przez ludzi rzeczywiście walczących z tą komuną.
Dzisiaj już widać, jak zastraszeni rodzice zatrzymali swoje pociechy w domach, aby nie narażać ich na przemarsz pieszo do szkoły (go gimbusy miały przecież strajkować), tam pozostawić dzieci z burczącym z głodu brzuszkiem (bo stołówki szkolne pozostały z obsługą pełną strajkowych frazesów) i do tego narażać malusińskich na demagogię - w jednych szkołach o sensie protestu przeciwko władzy wybranej legalnie i w pozostałych szkołach o braku sensu posłuchu fałszywym prorokom spod znaku obrońców demokracji...
Ponieważ ten strajk zmanipulowanych nauczycieli przebiegał pod znakiem wiosennej pogody w pełnej krasie słonecznego przedpołudnia, kiedy to większość nauczycieli nie utożsamiała się z zarządem swojego związku, przeto jego przewodniczący jutro powinien złożyć dymisję z powodu... braku posłuchu wolnych od zakłamania nauczycieli, którzy nie tylko, że umieją uczyć innych, to jeszcze potrafią myśleć samodzielnie...
http://fakty.interia.pl/raporty/raport-reforma-edukacji/komentarze/news-broniarz-o-strajku-w-szkolach-nie-godzimy-sie-ze-zmianami-kt,nId,2375823?parametr=polecamy&iwa_source=rek_3
