Teza jest następująca:
"Nie było żadnego wybuchu, który mógł zniszczyć samolot w kwietniu 2010 roku".
Jest to teza wysuwana przez specjalistów, którzy dokonali szczegółowej analizy wrakowiska, dokonali oględzin wraku, pobrali wszelkie próbki niezbędne do stwierdzenia przyczyny tej katastrofy i dokonali wszystkich niezbędnych czynności, by godnie pochować szczątki ofiar tej katastrofy.
Warto zwrócić uwagę na przekonywujące okoliczności, że skoro przelot był już znacznie opóźniony, to atmosfera mogła być nad wyraz nerwowa, bo załoga mogła czuć się dodatkowo obciążona bezpośrednim nadzorem swojego dowódcy...
Tak przyjęte założenia nie pozwalają na żadne dodatkowe insynuacje mające mieć miejsce w czasie podchodzenia do lądowania feralnego lotu. Aby obronić tę tezę, prawdopodobnie zostanie przeprowadzony eksperyment polegający na powtórzeniu okoliczności sprzed siedmiu lat.
Problem polega na zebraniu odpowiedniej ilości samolotów tego samego typu, aby nie było wątpliwości o powodzeniu eksperymentu. Trzeba także odnaleźć odpowiedni pas startowy, aby znajdowała się tam i brzoza - którą samolot miałby zadanie powalić przy podejściu do lądowania - podobnie jak w 2010 roku. Pozostaje także przygotowanie odpowiednio twardego podłoża - podobnie jak to na lotnisku w Smoleńsku.
Zgodnie z przekonaniem specjalistów od katastrof lotniczych - odpowiednio naprowadzony samolot powinien rozprysnąć się dokładnie tak samo, jak ten z 2010 roku przy uderzeniu w zmarzniętą ziemię. W czym dopomogą saperzy Specnazu - bo samolot ma rozpaść się dokładnie na podobnej wielkości i ilości kawałków. Stąd musi być dopracowany program, by dowieść, że na pewno nie było tam żadnego wybuchu.
Fragment rekonstrukcji zestrzelonego samolotu. Na podstawie odnalezionych szczątków można wskazać centrum destrukcji samolotu, http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1565660,Nowy-trop-w-sprawie-zestrzelenia-samolotu-MH17
