Wojtek Wojtek
283
BLOG

Kolejne prowokacje w Radomiu

Wojtek Wojtek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Po raz pierwszy głośno było o Radomiu na początku lata 1976 roku. W zasadzie nikt nic nie wiedział, Dziennik Telewizyjny także wiele nie mówił, pojawiła się jedynie informacja o warchołach z Radomia.

Dzisiaj, w niemal pół wieku o tych wydarzeniach to mało kto wie, bo wielu uczestników tego protestu robotniczego już umarło z racji wieku. Problem polegał na tym, że ogłoszono kolejną podwyżkę cen na produkty codziennego użytku - a wynagrodzenia uzyskiwane za pracę nie wystarczały na utrzymanie rodziny, tym samym na nabycie niezbędnych dóbr konsumpcyjnych już po nowych cenach w wymiarze ilościowym bez zmian.

Mało kto wie dzisiaj, jakie były zasady gospodarki w "socjalistycznym" państwie.

Dyrekcja zakładu przygotowywała kalkulację ceny produktu do zatwierdzenia przez Radę Państwa. W czasach "komuny" Rada Państwa była szczególnym organizmem, który decydował o wszystkim. To rada państwa podejmowała decyzję o przyznaniu przedsiębiorstwu środków na realizację zadania gospodarczego. To rada państwa określała ilość produkcji, jaką należy wykonać i rada państwa decydowała o cenie detalicznej produktu na rynku.

Zdarzało się, że zdaniem dyrekcji zakładu produkcyjnego koszt wytworzenia był na poziomie starannie wyliczonym. Jednak to Rada Państwa decydowała o cenie detalicznej. W tej sytuacji tworzono fikcję - producent nabywał surowce według cen wynegocjowanych na etapie przygotowania produkcji. Ustalano także ilość surowca niezbędnego do uruchomienia produkcji wyrobu.

Często wyrób nie spełniał oczekiwań, wtedy kontrola techniczna kwestionowała jakość produkcji i część nie spełniająca wymagań szła na śmietnik. Jednak nie było możliwości pozyskania surowca w celu wyprodukowania produktu oczekiwanego na rynku i spełniającego normę jakościową. Powstawał więc deficyt dóbr konsumpcyjnych na rynku. Często w takiej sytuacji cena regulowana przez Radę Państwa nie zwracała kosztów wytworzenia. Więc Rada Państwa  zobowiązana była do zagwarantowania dopłaty do ceny dystrybucji do poziomu ceny kalkulacyjnej. Ale zmniejszony wolumen produkcji (z różnych przyczyn zmniejszony) nie wracał w ogóle kosztów wytworzenia produktu...

Braki na rynku państwa socjalistycznego były zjawiskiem stałym. Zawsze czegoś brakowało w ilości oczekiwanej przez klienta, ale ceny ustalonej przez Radę Państwa nie można było zmienić. W tej sytuacji sprzedawcy byli wręcz mobilizowani do zapewnienia możliwości nabycia oczekiwanego produktu dla klienta, który bardzo często dopytywał się o poszukiwany produkt i często "za grzeczność" płacił sprzedawcy nieco więcej, aniżeli wynosiła oficjalna cena danego produktu.

W tej sytuacji, kiedy permanentnie brakowało surowca do produkcji a cena nie pokrywała kosztu jego wytworzenia, obowiązywały też dwie ceny - księgowa, ustalona przez radę państwa i transakcyjna - czyli cena faktycznie zapłacona sprzedawcy za "grzeczność" zapewnienia możliwości nabycia poszukiwanego produktu. Ale z tej wyższej kwoty producent nie miał już nic...

Czasem dyrektor zakładu produkcyjnego uzyskał możliwość sprzedaży produktu na rynku zagranicznym. I tak też stało się w Radomiu w 1976 roku. Zasadniczo szczegóły protestu załóg znane są bardzo wąskiemu kręgowi osób związanych z manipulacją faktami i to wszystko. Społeczeństwo w swojej masie nigdy nie znało prawdy, bo w tamtych czasach telewizja polska emitowała programy zatwierdzone decyzją specjalnego organu do kontroli prasy, publikacji oraz widowisk, potocznie zwana "cenzurą". Jej kontroli nie umknął też żaden oficjalnie wydawany artykuł a decyzja cenzora w sprawie zakazu publikacji danego fragmentu w artykule przeznaczonym do publikacji oznaczała eliminację zakwestionowanego tekstu bez możliwości odwołania się do kogokolwiek. W latach 70. XX w. nie było w Polsce żadnego innego nadawcy radiowego czy telewizyjnego poza Telewizją Polską oraz Polskim Radiem. A rozgłośnie lokalne bardzo dokładnie realizowały wytyczne organów wyższych rangą.

W sytuacji szczególnej, kiedy mogło dziać się lokalnie coś szczególnego, to żadne media o ty nie trąbiły, jeżeli był taki zakaz. A Przedsiębiorstwo Poczta Polska, Telegraf i Telefon na polecenie władz odcinała sieć telefoniczną od reszty kraju.

W takiej sytuacji nie działało żadne połączenie automatyczne (niektóre miejscowości mogły być wybierane z tarczy numerowej telefonu) a centrala telefoniczna nie realizowała połączeń zakazanych doraźnie przez system władzy w państwie. W takiej sytuacji z określonej lokalizacji nie można było telefonować w ogóle albo tylko w wybranych kierunkach a żadne połączenie z innych lokalizacji nie mogło być zrealizowane, jeżeli dana strefa została wyłączona z połączeń sieciowych.


W zasadzie w czasie manifestacji i akcji likwidacji protestu robotników w Radomiu z tym miastem nie było żadnego połączenia, a jeżeli w Dzienniku Telewizyjnym podano jakieś informacje, to były to starannie dopracowane informacje prawidłowe pod względem poprawności politycznej.

Dopiero po latach można było dowiedzieć się o kulisach tego protestu robotników przeciwko władzy w państwie. Efektem tego protestu był brak cukru w sklepach, który powstał tak z dnia na dzień. Po prostu cukier zniknął z polskiego rynku. Prawda była prosta - na giełdzie światowej nagle cena cukru uległa radykalnej podwyżce.

W tej sytuacji rada państwa zadecydowała lub zgodziła się przyjąć takie założenie, że cały cukier trafi na zamówienie odbiorców poza granicami Polski. Tym samym na polskim rynku pojawił się deficyt cukru uzasadniający podwyżkę tego produktu. Tradycyjnym zwyczajem kierownicy sklepów nakazali załodze usunąć cukier z placówki handlowej z części dostępnej dla klientów. Ukryty przed nim produkt czekał na decyzję o zmianie ceny przez Radę Państwa a różnica między ceną zapłaconą wcześniej a uzyskaną po sprzedaży trafiała zapewne do kieszeni osób znających się na transakcjach tego typu. I w tym przypadku producent nie miał z tego nic a nic.

Wracając do protestu z 1976 roku w Radomiu - protest dość szybko zakończył się bez wyjaśnienia. To - co dzisiaj prezentuje KOD na temat tego protestu - to oczywista prowokacja. W tamtym czasie załoga wyraziła protest pod adresem ówczesnego rządu. Co ma KOD do tego protestu - to nie wiem. KOD stoi murem za partiami prawicowymi, jednak nie toleruje obecności na scenie politycznej Prawa i Sprawiedliwości. KOD opowiada się za przywróceniem koalicji PO-PSL a sami uczestnicy protestów ulicznych są zmanipulowani informacjami telewizji polsko-języcznych.

W mojej ocenie zdziwienie budzi brak w miejscu konfliktu służb porządkowych organizatora manifestacji. Poza tym świetnie znalazły się media totalnie krytykujące większość parlamentarną - która realizuje politykę diametralnie różną od polityki lat 70. XX w.

Jeżeli opozycja wobec większości parlamentarnej - a w niej mieści się KOD - opowiada się przeciwko Prawu i Sprawiedliwości i przypisuje sobie protest robotniczy z 1976 roku przeciwko polityce rządu i jedynej partii - PZPR - to organizatorzy protestu KOD tworzą wielki szpagat polityczny - który rzekomo popiera protestujących robotników, chociaż utożsamia się z polityką "resortowych dzieci" - naturalnych spadkobierców polityki lat 70. XX w. w wykonaniu ówczesnej partii politycznej, jaką była PZPR.

Rok 1980 był protestem przeciwko władzy partii politycznej, która przeniknęła cały system władzy w Polsce - to PZPR opiniowała kandydatów na wszelkie stanowiska z wyboru w państwie i nie ma co ukrywać - tylko rekomendacja PZPR otwierała drogę kariery na wyższych szczeblach administracji państwowej, pracy naukowej, czy też awansu zawodowego w każdej dziedzinie, która podlegała kontroli państwa...

Nie dajmy się zwariować - KOD nie ma nic wspólnego z ideą protestów robotniczych - tego z 1956 roku w Poznaniu, z protestów w 1968 roku w związku z wydarzeniami na scenie teatru czy też najazdu polskiego wojska na terytorium Czechosłowacji - bo w tym przypadku problemy ze studentami miały przesłonić problem interwencji w Czechosłowacji z inicjatywy ZSRR.

Podobnie i protest z 1970 roku w Gdańsku, czy też w Gdańsku - w sierpniu 1980 roku - do intencji KOD-u mają się nijak. To nie jest ta sama bajka. Chyba, że potraktujemy te protesty jako stymulacja służb bezpieczeństwa państwa, aby dowieść ich wiodącej roli w wykrywaniu protestów przeciwko władzy w państwie. Tej władzy już nie chcianej, władzy działającej na szkodę polskiego społeczeństwa.

Uważam, że wszelkie demonstracje organizowane przez KOD są próbą manipulacji społeczeństwem, są prowokacją zmierzającą do kwestionowania większości parlamentarnej wyłonionej przez samo społeczeństwo.


Uważam, że KOD dopuszcza się do ogromnej manipulacji wiedzą o społeczeństwie, zakłamywania prawdy historycznej i jednocześnie aranżuje "krwawe" rozliczenia z jego członkami, które to poczynania mają dyskredytować partię Prawo i Sprawiedliwość w oczach całego społeczeństwa.

My już mamy doświadczenie z Prowokacji Gliwickiej, gdzie banda rzekomo polskich bandytów napadła na budynek radiostacji w Gliwicach - co zmusiło władze niemieckie do uporządkowania problemu "napadania" na demokratyczny porządek...


Wojtek
O mnie Wojtek

O mnie świadczą moje słowa...  .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura